Za co nie odpowiada informatyk w urzędzie

Brak jasnego podziału zadań w zakresie cyfryzacji pomiędzy rządem a samorządami jest od lat przedmiotem debaty. Jednocześnie potrzeby i oczekiwania najmniejszych podmiotów są często w niej niedostrzegane. Nie stwarza to dobrych warunków przy planowania rozwoju informatyki po stronie jst.

W 2017 r. informatycy sektora publicznego ogłosili swoje postulaty. Chodziło m.in. o wzmocnienie statusu IT w urzędach, zrewidowanie wymagań teletechnicznych dla systemów i infrastruktury oraz o lepszą współpracę rządu z samorządami przy realizacji centralnych projektów. W tle tej historii wybrzmiało także, że zadań związanych z codzienną obsługą informatyczną przybywa, a nie idą za tym pieniądze na wynagrodzenia, dodatkowe etaty i doposażenie w potrzebne sprzęt i oprogramowanie. Warto też przy tej okazji zauważyć, że urzędy (także zakłady opieki zdrowotnej, ośrodki pomocy społecznej, służby zatrudnienia itd.) podlegają w zasadzie pod te same przepisy (np. o informatyzacji podmiotów realizujących zadania publiczne, o ochronie danych osobowych, o udostępnianiu informacji publicznej) choć ich możliwości organizacyjno-finansowe są skrajnie różne.

Brak jasnego podziału zadań w zakresie cyfryzacji pomiędzy administrację rządową a samorządową jest od lat przedmiotem debaty, której końca nie widać. Jednocześnie w dyskusję angażują się jedynie korporacje samorządowe reprezentujące województwa oraz metropolie. Tym samym potrzeby i oczekiwania najmniejszych podmiotów w zakresie cyfryzacji są często niedostrzegane. Informatycy samorządowi nadal zwracają uwagę, że przy projektowaniu systemów centralnych nie uwzględnia się realnych potrzeb gmin oraz istniejących już rozwiązań informatycznych do obsługi urzędów. Rzecz jasna nie stwarza to dobrych warunków przy planowania rozwoju informatyki po stronie jst.

Jaki jest orientacyjny roczny budżet urzędu na bezpieczeństwo informacji?

wykres kołowy: w 61% urzędów reczny budżet na cyberbezpieczeństwo wynosi mniej niż 10 tys. zł

Jak pokazuje praktyka środki własne gmin i powiatów na tzw. informatykę są niskie lub nawet zerowe. Dodatkowo kadra zarządzająca nie widzi potrzeby np. wymiany sprzętu z uwagi na zmiany technologiczne, też czy pojawiające się nowe zagrożenia. W efekcie w małych urzędach nie planuje się rozwoju informatyki, a inwestycje w IT są podejmowane ad-hoc w sytuacjach awaryjnych ewentualnie przy okazji realizacji programów unijnych. Jak pokazały liczne kontrole NIK w instytucjach publicznych brakuje też pieniędzy na analizy ryzyka i coroczne audyty informatyczne mimo, że prawo nakazuje ich wykonywanie.

Trzydzieści lat temu konsultant Sidney Yoshida stwierdził, że najwyższe kierownictwo jest świadome jedynie 4 proc. problemów w organizacji. Nie inaczej jest w urzędach, dlatego gdy uda się już skupić uwagę sekretarzy, wójtów oraz kierowników innych jednostek na tematyce IT w administracji i pokazać im przykłady wyłudzeń (pieniędzy, danych) z podmiotów publicznych, otwierają oczy ze zdziwienia. Jestem przekonany, że większość przy tym czuje ulgę, że „to nie u mnie”. Dysonans poznawczy jest przy tym tak duży, że bardzo szybko stwierdzają: nam to nie grozi, bo przecież zatrudniam dobrego informatyka! Tak jakby – czerpiąc z klasyki polskiego kina – nie odpowiadał on tylko za gradobicie, trzęsienie ziemi i koklusz.





O serwisie